
My, matki małych dzieci, jesteśmy specjalistkami od zakrzywiania czasoprzestrzeni (i niektórym
z nas to się czasami nawet udaje! :D). Też tak czujesz? Kiedy słucham mam na warsztatach czy grupach wsparcia, za każdym razem odnoszę wrażenie, że niemal wszystkie mamy zwyczaj konstruują list rzeczy do zrobienia, które są absolutnie niemożliwe do realizacji dla osoby, która ma do zaopiekowania oprócz siebie jeszcze dziecko. Albo kilkoro dzieci. Zazwyczaj nie chcemy przyjąć do wiadomości, że w domu nie musi lśnić, obiad nie musi być codziennie inny, zbilansowany i pięknie podany, brudne naczynia nie muszą być od razu w zmywarce, a pranie zdjęte z suszarki w tej samej sekundzie, w której wyschło i poskładane w kosteczkę (albo co gorsza wyprasowane ;)). Rzadko też dopuszczamy myśl, że nawet jeśli to są rzeczy, których pragniemy, to niekoniecznie muszą się one wydarzać za pomocą siły tylko naszych mięśni.
Myślę sobie, że problem polega między innymi na tym, że trudno nam uwierzyć w jedną niedyskutowalną prawdę. Chciałabym, żebyś tę informację przeczytała ze zrozumieniem: Nie jesteś robotem.
Jak byś się nie spinała, jak byś się nie starała i jak byś nie próbowała udowodnić wszystkim swojej perfekcji – sorry, i tak pozostaniesz człowiekiem. A to oznacza, że jak każdy innych człowiek, będziesz wyposażona w ciało, a wraz z nim w układ nerwowy, który ma określoną wytrzymałość. Okazuje się, że żeby utrzymać się w zdrowiu i dobrostanie, powinnyśmy regenerować swoje zasoby poprzez przebywanie w naszej strefie bezpieczeństwa przez średnio 10 godzin na dobę!
Strefa bezpieczeństwa to jest takie miejsce, taki moment w ciągu doby, kiedy czujesz się bezpiecznie, kiedy nie gonisz z realizacją jakichś zadań, kiedy jesteś w stanie być z innymi osobami w takiej relacji, która Cię relaksuje, kiedy śpisz, jesz dobre rzeczy i absolutnie nic nie musisz.
DZIESIĘĆ godzin relaksu na dobę! “Czyś Ty Frejusowa już kompletnie straciła kontakt
z rzeczywistością?!” – słyszę, jak ta myśl pojawia się w Twoje głowie 😉 Bo kiedy pomyślimy
o funkcjonowaniu współczesnej mamy małego dziecka (albo kilkorga dzieci), to to się wydaje totalnie niemożliwe. Bo przecież w nocy wstajesz do dziecka jakieś 500 razy. W ciągu dnia trudno jest nawet regularnie zjeść, opróżnić w spokoju pęcherz, napić się kawy, zanim wyparuje z niej cała kofeina. Do tego dochodzą potencjalne dolegliwości bólowe (bo jak nie połóg, to ból pleców), napięta jak struna relacja partnerska i złote rady od wszystkich dookoła, które brzmią wspaniale, ale żeby mieć czas je wszystkie wprowadzić, trzeba by być chyba bezdzietnym. Nie zapominajmy też o całym wachlarzu trudnych emocji obniżeniu nastroju, złości i lęku, których nie ma kiedy
(a często nie wiadomo też jak) zaopiekować. Brzmi znajomo?
Jeżeli właśnie kiwasz głową na “tak”, to wiedz, że prawdopodobnie przez większość czasu działasz w trybie zużywania energii, bardzo rzadko przyłączając się w tryb regeneracji. Twoja bateria zaczyna pikać.

Co robisz, kiedy słyszysz pikanie baterii w telefonie? Znajdujesz ładowarkę, podłączasz do telefonu i ładujesz go. A kiedy chodzi o Twoją wewnętrzną baterię? Ciśniesz dalej, bo przecież
10 godzin regeneracji w ciągu doby to jest jakaś mrzonka!
Nie ładujesz swojej baterii, bo często nie masz jak – na długie godziny zostajesz sama z dzieckiem, kiedy Twój partner lub partnerka są w pracy. Nie robisz tego, bo nie wiesz jak – wszystkie złote rady, które słyszysz mówią o tym, jak zatroszczyć się o dobrostan Twojego dziecka, nie Twój własny. NIe dajesz sobie spokoju, bo masz takie a nie inne przekonania na temat bycia matką. Nie robisz tego dla siebie też z powodu wstydu. Bo jak masz się zaopiekować swoim obniżeniem nastroju, jeżeli czujesz taki wewnętrzny przymus udawania, że wcale w tym obniżeniu nastroju się nie znajdujesz.
Ale organizmu nie da się oszukać. Pojawiają się coraz silniejsze emocje, Twoje osobiste systemy alarmowe, które mówią:“Zostało jeszcze tylko 5%, zybko podłącz ładowanie!”. Kiedy ignorujemy
te sygnały, dochodzimy do takich miejsc, w których po prostu nie mamy siły cały dzień opiekować dzieckiem, nie mamy siły ugotować kolejnego zbilansowanego posiłku, nie mamy siły już więcej słuchać o tym, jakie powinnyśmy być. Próbujemy jako matki małych dzieci zakrzywiać czasoprzestrzeń bo nam się wydaje że jesteśmy w stanie oszukać nasz organizm i mu powiedzieć: nie, wcale nie potrzebujesz się regenerować. Ale to po prostu nieprawda. Potrzebujesz się regenerować, a seria Twoich przekonań na temat tego, że Tobie tego robić nie wolno, tylko Ci
te procesy utrudnia.
Masz dokładnie taki sam układ nerwowy jaki miałaś zanim zostałaś mamą. Przypomnij sobie jak ważne były dla Ciebie te momenty kiedy się zatrzymywałaś. Kiedy piłaś kawę bez pośpiechu, czytałaś książkę i miałaś to głębokie poczucie: to jest chwila dla mnie. Nic się nie zmieniło.
Te momenty nadal są ważne tylko z jakiegoś powodu, to co mówi się nam o macierzyństwie, to co
Ty sama myślisz na temat tego, jaką matką powinnaś być, odbiera Ci prawo do przeżywania tych momentów.
Wiem że kiedy jesteś mamą małego dziecka spędzanie 10 godzin na regenerowaniu się brzmi jak żart. Ale nasza potrzeba regeneracji pozostaje niewzruszona, a Twoje wczesne macierzyństwo bardzo często jest trudne właśnie dlatego że próbujesz tę potrzebę ignorować. Oraz dlatego,
że tę Twoją potrzebę próbują ignorować też inne osoby. Wydaje nam się, że dobra, jeszcze tylko osiem miesięcy z dwoma godzinami snu na dobę i jakoś to będzie. Ale to tak nie działa.
Potrzebujesz dużo szybciej reagować na płynące do Ciebie informacje, na temat Twoich własnych potrzeb, na te wszystkie systemy alarmowe, które się odpalają w Twoim organizmie i informują
Cię o tym, że masz za dużo do ogarnięcia. Jeżeli nie jest możliwe, żeby uzyskać wsparcie od innych osób, to chcę żebyś miała świadomość, że w takiej sytuacji same potrzebujemy siebie wspierać najbardziej na świecie. Chociażby tym, że zamiast zmywać przez te 15 minut, kiedy dziecko śpi,
Ty usiądziesz z miseczką ulubionych lodów i zjesz je sobie ze smakiem. Albo przeczytasz dwie strony książki, która czeka na stosiku zaległych lektur. Albo się zdrzemniesz. Albo po prostu pooddychasz. Albo umówisz się do psychochoologa, żeby móc porozmawiać o sobie.
Daj sobie spokój, Mamo. Serio, czasami to najlepsze, co możesz zrobić dla siebie i swojego dziecka.
A Ty? Jak się regenerujesz? Co robisz dla siebie, żeby podładować swoją baterię? Co możesz zrobić dziś? Daj znać, może zainspirujesz do tego inną mamę? 🙂
The Comments
Justyna
Jakże to ważne – dać sobie czas, spokój, relaks. Dziękuję za ten tekst, przypomina mi o mojej bateryjce.